Na prerii można je spotkać stojące na tylnych łapkach niuchające co się dzieje w okolicy. Są tak słodkie, że każdy chciałby mieć swojego do tulenia i głaskania, i kochania, i… No to sobie go uszyj 😉
Wykrój zrobiłam z głowy. Do uszycia pieska użyłam grubego beżowego polaru, kolorowego filcu, tkaniny bawełnianej, czarnych grubych nici, wypełnienia sylikonowego, nici, nożyczek, maszyny…
Na polarze odrysowałam pieska i wycięłam trochę większy od wykroju pieska „prostokąt” na tył. Z filcu wycięłam oczka, rumieńce i brzuszek.
Na tkaninie bawełnianej odrysowałam nóżki (x2) i uszka (x2) i zeszyłam zostawiając otwór na przewinięcie.
Czarną, grubą nitką ręcznie wyhaftowałam przednie łapki, nosek i buźkę.
Wcześniej przygotowane filcowe oczka, brzuszek i rumieńce przykleiłam w odpowiednich miejscach klejem, a po jego wyschnięciu przyszyła.
Uszka i nóżki wycięłam nożyczkami z zygzakiem, żeby po przewinięciu się brzydko nie fałdowały. Można też ponacinać brzegi, jeśli nożyczek akurat brak.
Uszka i nóżki przyszyłam poniżej linii zszycia, żeby się nie przesuwały podczas zszywania całości razem.
Po przygotowaniu przodu i podszyciu nóżek i uszek przyszła pora na zszycie całości. „Plecki” celowo zostawiłam w prostokącie, żeby nie mieć problemu z przesuwaniem się brzegów. Tak mi łatwiej, ale oczywiście można wyciąć dwa razy postać pieska zamiast prostokąta z tyłu.
Po zszyciu obcięłam nadmiar materiału, nacięłam zaokrąglenia i, oczywiście, zszywając zostawiłam otwór na przewinięcie.
Teraz zostało już tylko wypchać przytulaka wypełnieniem sylikonowym i zaszyć otwór. Do brzuszka włożyłam jeszcze piszczałkę.
I tak słodki przyjaciel, o wzroście 25cm, po podrasowaniu oczek trafił w rączki kochającego niemowlaka.