Powiedzcie szczerze, kto ma córkę, która nie szaleje za Elsą i Anną z Krainy Lodu? Koszulka z Elsą, pościel w Krainę Lodu, zabawki wszelkiej maści czy wyposażenie tornistra – wszystko w temacie. Moje córki też czują Tę Moc.
Przy takim oblężeniu Elsowo-Annowym pierwszy pomysł na prezent jaki przychodzi rodzicowi do głowy, to oczywiście coś związanego z Krainą Lodu. Ale co? Półki sklepowe śmieją się do ciebie człowieku szerokim wyborem, ale jak się przyjrzeć bliżej, to okazuje się, że nie wszystko złoto co się świeci. Na reklamie widziałam śliczne lalki Frozen. Cena – bagatela – niespełna 40zł. Jak tylko pomyślę, że za dzieciaka marzyłam o Barbie, którą nie dość, że trudno było dostać, bo tylko w Pewex’ie, to jeszcze cena była o niebo wyższa. Więc nie ma się co dziwić, że poleciałam te lalki obejrzeć, bo wariant na prezent był jak najbardziej słuszny. Jakież było moje zniesmaczenie kiedy odkryłam, że te lalki (mimo, że produkowane przez wiodącego producenta) przedstawiają swoim jestestwem kompletną tandetę. Sukienka, to już nie sukienka. Górna część garderoby jest wytłoczona i namalowana bezpośrednio na lalce. Ubranko materiałowe to tylko dół – czyli spódnica. Twarz przypominała mi rybią i mało podobna do tak ukochanych bohaterek filmu. No takiego czegoś, to ja na pewno nie kupię.
Podsunęło mi to pomysł na prezent. Dlaczego mam iść na łatwiznę i kupować prezent? Mama zawsze mi powtarzała, że najbardziej wartościowe są te prezenty od serca, a najlepiej jak wykonane są samodzielnie. Dusza zakrzyknęła: Maszyno szykuj się!
Stałam się tajniakiem we własnym domu, szycie ukradkiem i pomiędzy innymi szyciowymi stworkami. Wykończenie potajemne, z dala od wścibskich spojrzeń dziecięcych oczek.
Uff, udało się. Dzień przed wigilią jeszcze twarzyczki namalowane. Elsa, ze swoim słynnym spojrzeniem. Jedynie zdjęcie marnej jakości, bo robione na szybko aparatem, bo lalki nieodstąpione 🙂
Ach, jestem z siebie dumna i mogę zakrzyknąć: Mam Tę Moc! ;P
